biuro@kamtechcnc.pl -
zapytania techniczne
zamowienia@kamtechcnc.pl - obsługa zamówień
+48 693-272-609
pracujemy od 8:00 do 16:00 pon.-pt.
Wdowin 28, 97-403 Drużbice
Informacje
Kamil
Czas na aktualizację. Po kilku latach działania mojego pierwszego systemu off-grid przyszedł moment, w którym trzeba było pójść krok dalej. Jednofazowa instalacja dawała radę, ale przy rosnących cenach energii i coraz większym zapotrzebowaniu w warsztacie, wiedziałem, że to nie wystarczy. Przesiadłem się więc na trójfazowy system zasilania – i był to jeden z większych projektów, jakie ogarnąłem samodzielnie.
Nowy system opierał się na trzech falownikach marki Easun, każdy o mocy 5,6 kW, pracujących na napięciu 48V. Działały razem, generując trójfazowe zasilanie, które w pełni pokrywało potrzeby mojego warsztatu. Zależało mi na pracy wyłącznie w trybie off-grid – bez zależności od sieci, bez licznika, bez kombinowania.
Decyzja nie była przypadkowa. Po pierwsze – koszty energii szły w górę. Po drugie – jednofazowy układ był coraz bardziej ograniczający. Sprzęty, które planowałem podłączyć (szlifierki stołowe, kompresory, elektronarzędzia większej mocy), potrzebowały stabilnego zasilania trójfazowego. Przejście na trzy fazy miało rozwiązać wszystkie te problemy i dać mi święty spokój na kolejne lata.
Na początku system bazował na ośmiu panelach fotowoltaicznych, każdy o mocy 450W – czyli razem 3,6 kWp. Docelowo planowałem dołożyć jeszcze cztery sztuki, żeby osiągnąć 5,4 kWp. Układ był prosty: każdy falownik obsługiwał cztery panele i osobny bank akumulatorów. Zero komplikacji, pełna przejrzystość.
Już na starcie było jasne, że moje stare akumulatory nie pociągną nowego systemu na pełnych obrotach. Brakowało pojemności. Planowałem rozbudować magazyn energii o kolejne osiem akumulatorów, żeby falowniki miały z czego ciągnąć. Docelowo cały bank miał składać się z 12 sztuk, zasilających system 48V, a nie jak wcześniej – 24V.
System został przystosowany do mocy szczytowej 15 kW, ale realnie mogłem liczyć na około 10 kW ciągłej mocy. To było więcej niż wystarczające do zasilenia całego warsztatu – niezależnie od pory dnia. Trzy fazy dawały też pełną swobodę rozłożenia obciążenia – żadnych przeciążeń, żadnych wąskich gardeł.
To był duży krok naprzód – nie tylko technicznie, ale i mentalnie. Poczułem, że to już nie jest zabawa w panele, tylko prawdziwy system energetyczny, który sam stworzyłem i który realnie mnie utrzymywał.
Jeśli planujesz rozbudowę własnej instalacji – najpierw przemyśl, ile naprawdę potrzebujesz mocy i czy twój magazyn energii to uciągnie. Bo same panele to jedno, ale bez solidnych akumulatorów i odpowiednio dobranych falowników – całość będzie jak auto bez baku.
Masz pytania? Chcesz pogadać o off-gridzie, przetwornicach czy akumulatorach? Wbijaj w komentarze – chętnie wymienię się doświadczeniem.