biuro@kamtechcnc.pl -
zapytania techniczne
zamowienia@kamtechcnc.pl - obsługa zamówień
+48 693-272-609
pracujemy od 8:00 do 16:00 pon.-pt.
Wdowin 28, 97-403 Drużbice
Informacje
Kamil
Cześć wszystkim.
W marcu 2021 roku zacząłem rozbudowywać moją instalację, dostosowywać do rosnących potrzeb i planować kolejne kroki. Domowy układ, który – mimo że skromny – od początku dawał mi poczucie niezależności i pełnej kontroli nad tym, co naprawdę ważne: własną energią. Poniżej wrzucam konkretne informacje o tym, jak wyglądała konfiguracja w tamtym czasie – i w jakim kierunku chciałem ją rozwijać.
System bazował wtedy na czterech akumulatorach trakcyjnych 12V firmy SIAP, model 6PT 110 – każdy o maksymalnej pojemności 144Ah. Połączyłem je szeregowo-równolegle, żeby uzyskać stabilne napięcie 24V, zgodne z wymaganiami przetwornicy jednofazowej. Wiedziałem, że teoretycznie mógłbym przejść na 48V, ale przy takim połączeniu groziło to nierównomiernym obciążeniem ogniw, co skracałoby ich żywotność. Wolałem więc trzymać się sprawdzonej, bezpiecznej konfiguracji.
W tamtym okresie używałem regulatora ładowania o prądzie maksymalnym 50A. Spełniał swoje zadanie – nadzorował ładowanie, dbał o bezpieczeństwo i nie sprawiał problemów. Choć moc paneli zbliżała się do górnej granicy jego możliwości, do momentu nagrania nie zauważyłem żadnych przeciążeń czy awarii – nawet przy pracy na pełnym słońcu.
Jesienią 2022 roku do istniejącej instalacji dołożyłem cztery panele PV o mocy 450W każdy. Łączna moc wynosiła wtedy około 3,6 kWp – czyli więcej, niż zalecał producent regulatora (dla systemu 24V: max. 2,5 kW).Zaryzykowałem, ale w praktyce wszystko działało poprawnie. Regulator odcinał ładowanie przy 50A i system zachowywał się stabilnie, nawet przy maksymalnym nasłonecznieniu.
Panele były podłączone przez wyłączniki nadprądowe 16A, a akumulatory zabezpieczone rozłącznikami sieciowymi. Prąd z magazynu energii przechodził przez bocznik prądowy do małego panelu informacyjnego – monitorowałem na nim napięcie, prąd i moc w czasie rzeczywistym. Bez wodotrysków, ale w zupełności wystarczało do kontroli całego układu.
Prąd z przetwornicy trafiał do dwóch prowizorycznych gniazd, z których zasilane były bezpieczniki 10A. Te z kolei uruchamiały stycznik, który przełączał zasilanie między siecią a instalacją PV. Sterowanie było zrobione na bazie Arduino z modułem ESP – wszystko obsługiwane z poziomu aplikacji mobilnej „Vir tuo”. Działało, choć stary stycznik nieco buczał i był na liście rzeczy do wymiany.
Już wtedy planowałem spore zmiany:
Więcej paneli PV – dodatkowe cztery sztuki po 450W miały podbić moc do około 5,4 kWp.
Więcej akumulatorów – kolejne cztery SIAP-y do zestawu.
Nowy system przetwornic – zamiast jednej przetwornicy planowałem trzy falowniki, które miały współpracować z bankiem akumulatorów 48V i generować trójfazowe 400V. Cel? Stała moc 10 kW i szczytowa do 15 kW przez 60 sekund – wystarczająco na każde uruchomienie cięższego sprzętu.
Nowy SZR – zakupiony czteropolowy samoczynny załącznik rezerwy miał zastąpić stary stycznik i uprościć przejście na instalację trójfazową.
W 2021 roku to był już konkretny system – niezależny, stabilny i wystarczający do zasilania warsztatu oraz części domu. Wiedziałem, że to dopiero początek, ale już wtedy czułem, że to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjąłem. Fotowoltaika off-grid to nie tylko oszczędność. To też wolność. A ta – jak wiadomo – kosztuje, ale daje satysfakcję, której nie da się kupić.
Masz podobną instalację? Chcesz zbudować coś swojego? Śmiało – zostaw komentarz:)